Powieść
Beśki jest brzydka, ciemnoszara, chłodna i męcząca. Jest
niewygodna. Jest dokładnie taka, jaka powinna być powieść
kryminalna w stylu retro. A w całym tym mroku, Łódź, o ironio, ta
niejednorodna, mroczna Łódź, lśni i sprawia, że ogrom zła,
które w każdym innym mieście przytłoczyłoby wszystkie arterie
ulic i zatrzymał akcję miejskiego serca, tu dodaje pikanterii i
klimatu, urzeka, intryguje. Łódź z powieści „Pozdrowienia z
Londynu“ wypełniona jest gwarem, mnogością języków, jest
wielokulturowa i zaskakująca. I to ona jest głównym bohaterem
powieści, a nie Stanisław Berg. Ale po kolei…
Kiedy miastem wstrząsa seria
makabrycznych zbrodni mieszkańcy (i czytelnik) czekają na bohatera.
Przecież skoro jest zbrodnia, powinien być i detektyw. Tylko gdzie
jest Stanisław Berg? I dlaczego nie na posterunku, nie w gotowości?!
To pytanie zadają sobie również jego przyjaciele, nie trzeba więc
długo czekać, by wyruszyli na poszukiwania.
Ale zbrodnia nie będzie czekała na
detektywa. Kolejne kobiety padają ofiarą makabrycznych morderstw.
Okaleczone ciała nie pozostawiają wątpliwości, że Łódź ukrywa
seryjnego, psychopatycznego mordercę. Seryjnego, psychopatycznego i
nieuchwytnego. A tuż obok toczy się życie. Bujne, pełne dźwięków
i kolorów.
Dzięki Krzysztofowi Beśce możemy zajrzeć do fabryk i na salony, wkraść się do sal, w których konspirują zbuntowani robotnicy i upić się ze Stanisławem Przybyszewskim. Możemy zajrzeć do cel carskiego więzienia, możemy wręcz poczuć ból i strach przesłuchiwanych.
Łódź XIX wieku wniknie pod skórę
czytelnika i będzie drażnić, dopominać się uwagi. W dużej
mierze to zasługa języka. Dbałość Beśki o warstwę językową,
nadanie indywidualnego charakteru postaciom składają się na barwny
obraz miasta. Beśka stworzył ze słów świat, jakiego nie znamy,
jakiego nie pamiętamy. Odmalował przeszłość tak sugestywnie, że
niemal jesteśmy w stanie w nią uwierzyć.
A na dodatek „Pozdrowienia z Londynu“
dają czytelnikowi to, co dawać powinny – przyjemność czytania.
Bo przecież podstawowym zadaniem kryminału jest wciągnąć
czytelnika w intrygę i zapewnić mu miło spędzony czas. Warto też
zaznaczyć, że „Pozdrowienia z Londynu“ to kontynuacja przygód
detektywa, którego czytelnicy mieli okazję poznać już z powieści
„Trzeci brzeg Styksu“ (moją recenzję tej książki znajdziecie TU). Można oczywiście sięgnąć po tę
powieść bez znajomości pierwszej, ale z pewnością odbiór będzie
pełniejszy, jeśli na Waszej liście lektur pojawi się i ta
wcześniejsza pozycja.
Jedyne, co mogę zarzucić tej powieści, to lekki niedosyt, jaki pozostaje w temacie postaci drugoplanowych, które są wyraziste i ciekawe, ale ich wątki ucinają się nagle, a szkoda...
Zapraszam więc Was w imieniu autora do
Łodzi XIX wieku, do świata ekscentrycznych teatrów i lupanarów,
dorożek… do miasta, kryjącego w mroku uliczek tajemnice, o
których niedługo dowie się świat… byście i Wy poczuli ten
nieznośny, wszechogarniający oddech fabryki.
Lubię kryminały w stylu retro i temu tytułowi również z chęcią dam szansę :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że naprawdę warto, bo świetnie się bawiłam w trakcie lektury a i zaskoczył mnie kilka razy :)
UsuńTak zgadzam się w 100%, to świetny kryminał :)
OdpowiedzUsuńA czytałaś może też "Trzeci brzeg Styksu"? Albo "Ornat z krwi"? :)
UsuńJa kryminałów nie lubię, ale lubię Ulu Twoje pisanie :) Pozdrawiam. Shirin Kader
OdpowiedzUsuńA ja kryminały lubię od dziecka: ) :) :) ale zabrzmiało... zaczytywałam się w Agathie Christie jako dziewczę jeszcze :) I tak od czasu do czasu nostalgicznie mnie łapie potrzeba przeczytania kryminału właśnie. A jeśli chodzi o pisanie, to i ja lubię Twoje :) Nawet bardzo!
Usuń